wiele lat temu brałam udział w warsztatach personalnych. Jedno z ćwiczeń podczas warsztatów polegało na tym, że jedna czwarta grupy ustawiła się na scenie przed resztą uczestników. Ludzie stali na scenie pokazując różne stany emocji. Kilka osób się uspokoiło, ale większość była wyraźnie niewygodna. Niektórzy wydawali się zawstydzeni, niektórzy byli zdenerwowani, ale niektórzy wyraźnie przerażeni. Niektórzy drżeli, niektórzy czkawką, niektórzy stali zamrożeni z glazurowanymi spojrzeniami na twarzach.
następnie asystenci trenerów weszli na scenę i stanęli bezpośrednio przed osobami. Stał cicho, wpatrując się w oczy drugiej osoby. Nerwowość rosła, a drżenie zamieniło się w drżenie, czkawka zamieniła się w szloch, a kilka osób zemdlało (złapanych przez innych asystentów). Po około 10 minutach grupa została wyprowadzona ze sceny i z powrotem na swoje miejsca, a kolejna grupa została wprowadzona na scenę.
powtórzono to trzykrotnie z podobnym wynikiem. Byłem w czwartej i ostatniej grupie. Po obejrzeniu tego procesu trzy razy wiedziałem, czego się spodziewać, więc chociaż byłem trochę zdenerwowany, nie bałem się. Stałem wpatrując się w tłum, z których wszyscy już odsiedzieli swój czas na scenie.
nagle mnie to uderzyło – kiedy stali na scenie wpatrując się w nas, bali się nas! Jeśli oni bali się nas (tj. mnie), dlaczego ja miałbym się ich bać? Zacząłem się śmiać. Roześmiałem się serdecznie przez kilka chwil, a potem uspokoiłem się do cichego chichotu. Asystentka ruszyła przede mną, patrząc mi w oczy. Byłam przepełniona ciepłem i uśmiechnęłam się. Ta osoba nie była dla mnie Zagrożeniem. Publiczność nie była dla mnie Zagrożeniem. Nie było się czego bać ani się denerwować. Stałem spokojnie, aż proces się skończył i wróciłem na swoje miejsce z resztą grupy.
już nigdy nie bałem się stanąć przed grupą.